Postanowiłam sobie, że będę aktualizować bloga tak mniej więcej co dwa-trzy dni.
Powodem jest to, że zdaję sobie sprawę, że jeśli ktoś nawet i aktywnie to chce czytać, to nie będzie mieć i tak codziennie czasu. Dwa - zbyt szybko mi się wyczerpie temat; poza tym będę musiała trochę jeszcze popracować nad dalszymi fragmentami, wymagającymi chociażby korekty nazwisk postaci, miejsc itp. ( (to wraz z latami też się zmieniało) No, a na to i ja sama muszę zagospodarować czas.
Chciałam bardzo podziękować osobom, które dotychczas wsparły moją zrzutkę - to dla mnie zachęta i motywacja, oraz dowód na to, że jednak moja twórczość ma jakiś sens.
Dzisiaj będą dwa posty - chce wreszcie skończyć temat szacownego prezesa Dalemieux i jego wizyty w innym wymiarze. Co by tak nie pojawiły się pytania, co ja o tym Kojocie i Wędrowcach tak mówię, a piszę o jakimś nadymanym pierdzielu. ;)
****
To była
tylko cisza przed burzą. Kilka dni później, Valdo Dalemieux, obudził się na
placu budowy.
Przetarł oczy i wrzasnął, ujrzawszy
grono japońskich robotników, pochylających się nad nim ze zdumieniem. W tamtym
czasie, nie było już osoby, która nie kojarzyłaby jego twarzy. Dla majstra, owe
spotkanie skończyło się guzem na czole. Dalemieux był najwyraźniej w szoku i
niespecjalnie potrafił wyjaśnić, dlaczego spał w rowie pomiędzy rurami
kanalizacji. Wezwano policję, a cały świat obiegła sensacyjna wieść: Dalemieux
odnalazł się w Kioto.
Nie będę was zanudzać opowieścią,
przez jakie nieprzyjemności i formalności znowu przechodził. Cesarstwo
Japońskie, było skonfudowane swym poprzednim oświadczeniem, iż kosztowny but
Valdo nigdy nie stanął na ich ziemi. Deportowano go jak najprędzej. Przygoda
Dalemieux po drugiej stronie lustra,
wydawała się całkiem sympatyczna w porównaniu z tym, co miało czekać na niego
na niego w domu.
W jego domu, w Raguzie, która już nigdy nie miała być tym samym domem,
który opuścił dwa miesiące wcześniej. Na lotnisku, zamiast oczekiwanej
delegacji, powitał go policyjny kordon.
Zamiast kwiatów i szampana, były
kajdanki. Valdo jednakże niespecjalnie przejął się faktem, że minęły dwa
miesiące, oraz, że już nie jest panem prezesem i ulubieńcem rządu. Pierwszą
rzeczą, jaką zrobił, gdy wzięto go na przesłuchanie, było wyjęcie zza pazuchy
jakiegoś podejrzanego czytadła. Wymachując nim przed nosem śledczych, Valdo
oznajmił triumfalnie:
Ja
wiem już wszystko. Rozgryzłem całą tajemnicę. Ja tam byłem. I wróciłem.
Usilnie
domagał się widzenia z Egonem Kralem. Prośbę, próbowano spełnić, jednakże za
każdym razem trafiano po drugiej stronie słuchawki, na jego przygłuchą, polską
gosposię. Gizelka, słysząc nazwisko Dalemieux, za każdym razem rzucała
wystraszona słuchawką. Za szóstym razem, jakiś niezidentyfikowany dowcipniś,
być może ogrodnik, odebrał, przedstawiając się jako Zakład Pogrzebowy ''Radość''. Kral najwyraźniej wydał służbie
odpowiednie polecenia. Ale Valdo, nie chciał przyjąć tego do wiadomości.
Tutaj,
też wszystko się pozmieniało. - sapnął. - Widzisz, pan, towarzyszu śledczy. W Japonii - nie ma na mapie
Ossonegro. Dubrovnik zamiast Raguzy. Herbaciarnia za fabrykę. A teraz - zamiast
tej śmierdzącej chałupy Krala, jest zakład pogrzebowy.
Dalemieux
wdał się w niezrozumiały wywód o czarnych dziurach i podróżach do innego
wymiaru. Słuchać się tego nie dało. Postanowiono dać Kralowi jeszcze jedną
szansę. Tym razem, po pierwszym dzwonku, inżynier odebrał osobiście.
Gówniarz
sobie żarty stroił. A Gizela, jest już stara. - odparł enigmatycznie, na
pytanie, dlaczego unika kontaktu z policją, w tak ważkiej sprawie, jak
zatrzymanie towarzysza Dalemieux - Towarzysze
wybaczą, ale moją specjalnością jest inżynieria fizyka. Nie psychiatria. O ile
mi wiadomo, pracuję teraz dla Kombinatu Elektra, a nie dla towarzysza
Dalemieux. Nie wiem, na co miałbym wam się przydać. Wariat potrzebuje doktora,
nie niańki. Żegnam. - trzasnął słuchawką.
Gdy Valdo
usłyszał, że Kral, choć wciąż istniejący,
odmówił spotkania z nim, wpadł w szał. To
on! To on namieszał, szarlatan jeden! To wszystko jego wina! A teraz boi się
przyznać, skurwysyn pierdolony! Śledczy zatarli z zadowoleniem ręce.
Rozwiązanie udziału Krala w historii z podejrzaną teczką, było na wyciągnięcie
ręki. Ku ich zdziwieniu, Valdo ochoczo opowiedział o tym, co takiego zamierzał
zabrać ze sobą do Kioto.
Miałem
może kiedyś bombę atomową. Ale nie mam! Bo sprzedałem! A co? Wujcio W.U.N.S.
już doniósł? To dlatego mnie tu trzymacie?!- wybuchnął histerycznym
śmiechem - A po cholerę komu ta bomba
atomowa, skoro można kogoś w kosmos, do innego wymiaru posłać! To jest gorsze,
panowie towarzysze! To jest kurwa, o wiele gorsze... Tym się zajmijcie!
Dlaczego nie chcecie zatrzymać tego pieprzonego Krala?! - zawył żałośnie -Bomby to zrobić nie chciał, ale do innego
wymiaru wysłać, to już tak! Tylko on... potrafi takie rzeczy! Zapytajcie...
tego przeklętego bachora! On wam powie, co się działo... w kaplicy! Musi
pamiętać... musi pamiętać tamto przejście! Tamtą czarną dziurę! Gnoje obsrane,
ukrywają prawdę! Ale ja tam byłem i ją odkryłem! Nikt nie potrzebuje już
pieprzonej bomby atomowej, chrzanię ją! Nie będę rozmawiać o takich pierdołach!
Przyziemne sprawy, jak przewożenie
szyfrowanych dokumentów, w ogóle nie interesowały Dalemieux. Majaczenie Valdo o
kaplicach, bachorach i czarnych dziurach, brzmiało dla śledczych jak bełkot
szaleńca. Nie tego oczekiwano po przesłuchaniu. Przetłumaczono pobieżnie treść
książki, którą miał przy sobie w chwili odnalezienia. Postanowiono skorzystać z
rady Krala i wezwać biegłego psychiatrę.
Ten orzekł, iż towarzysz znajduje
się w stanie ciężkiego szoku. Przesłuchania mogą tylko pogłębić jego nad wyraz
poważny stan. Nie wykluczał, że Dalemieux, wypiera tymi opowiastkami jakieś
traumatyczne przeżycie; tudzież, próbuje oszukać samego siebie. Valdo, uparcie
twierdził, jakoby wcale nie zniknął na dwa miesiące; spędził za to cały dzień w
Kioto, które zwało się Tokio, a nikt tam
nie wiedział, że Taured i Ossonegro istnieją. To był inny wymiar, poznałem całą zagadkę Wszechświata. -
powtarzał.
Przejawiał przy tym, zdaniem
psychiatry, urojenia prześladowcze na tle biednego Krala. Wszystkim dawno
znudziły się plotki, jakie tuż po wojnie krążyły na temat inżyniera. Lekarz
upatrywał źródła urojeń w podejrzanej lekturze, którą, Dalemieux, zaczytywał
się w cholera wie jakich okolicznościach. Powiązał wzmianki o fizyce kwantowej
z inżynierem Kralem, a samą treść o
innych rzeczywistościach. łyknął naiwnie jak owieczka. Czytadło
skonfiskowano. Planowano odwieźć Dalemieux na obserwację do zakładu
zamkniętego. Gdyby tylko komisarz Kou wiedział, że jego plan - choć w innym
czasie i przestrzeni - całkowicie zadziałał...!
Niespodziewanie, na konto agencji
rządowej, wpłynęła pokaźna kaucja. W zasadzie, była to równowartość odprawy,
którą Izis Dalemieux, przyjęła w imieniu małżonka. Wbrew temu, co działo się
wokół afery łapówkarskiej miesiąc wcześniej, pieniądzom Dalemieux po raz
kolejny nie odmówiono. Wyszło na to, że rząd dostał ViDal w prezencie.
Warunkowo, zwolniono Valdo do domu, aby - jak orzekły władze - mógł odpocząć i
doprowadzić się do stanu, w którym będą mogli wyciągnąć od niego coś
sensownego.
Valdo nie zamierzał próżnować. Mimo
protestów Izabelii, zwołał w ich rezydencji konferencję prasową. Zanim policja
zainterweniowała, Valdo spędził całkiem uroczą godzinę w blasku fleszy. Może i
sprawiał wrażenie niego roztrzęsionego, ale sensacyjne treści jego wywodu,
przyciągnęły dziennikarzy z całego kraju. Opowiadał o mapie, na której widział kompletnie
innej kraje, niż są u nas. O tym, że
W.U.N.S. nie istnieje w tamtych świecie, jakąś taką inną nazwę to miało, ale
nie pamięta, oczywiście. Ale w innym wymiarze był i to widział!
Nie
obchodzi mnie, co gadają. Ja wiem teraz o wiele więcej, niż wszyscy. - miał
powiedzieć, w typowym dla siebie, pełnym pychy stylu - Ten cały towarzysz inżynier Kral, to niewdzięcznik. Dzięki mnie, miałby
taki sukces naukowy! Bo to przecież jasne, że to jego sprawka! Bronie jakieś? A
komu to teraz potrzebne? Kral tak naprawdę, od lat pracował nad tym, żeby ten
inny wymiar otworzyć. No to wziął sobie mnie na celownik; nie wiem kiedy i nie
wiem jak to wymyślił. Teraz, woli siedzieć cicho; ale ja wiem, że to on
podesłał mi jakieś urządzenie, które mnie przeniosło. Może w bucie mi to
schował? Niczego nie znalazłem. Powinno się go wziąć pod lupę, zanim nas
wszystkich wyśle do tej Jugosławii. Bo wiecie towarzysze, że tam byliśmy nie
Ossonegro, a Jugosławia?
Fascynująca opowieść została
przerwana przez służby specjalne. Pozyskane przez dziennikarzy materiały
zniszczono, a im samym zakazano wspominać o tym, co słyszeli od Dalemieux tego
dnia. Treści brzmiały niepokojąco wywrotowo; Dalemieux sugerował, że historia
Muru, mogła potoczyć się zupełnie inaczej. Takiej opinii, nawet chory
psychicznie, nie mógł wypowiadać głośno. Valdo został objęty ścisłą kuratelą
policji oraz aresztem domowym. Zakaz objął także wszystkich mieszkańców.
Służba, nie chcąc zgodzić się na takie warunki, z dnia na dzień odeszła. Izis
była zmuszona zamawiać posiłki na dowóz z pobliskiej restauracji. Sterylnie
czysta niegdyś rezydencja, z dnia na dzień pokrywała się coraz większym brudem.
Widywano co prawda, jakoby mniemany
student ekonomii, Beauvisse, wymykał
się z domu poprzez pralnię, znikając na całe dnie. Niekiedy i na całe noce.
Dosiadał swego kosztownego Harley Davidson'a i wracał dopiero wtedy, gdy
wytrzeźwiał. Jego eskapady, obejmowały niezwykle szerokie rejony: lokalny bar
punkabillie, ''Kotłownia''; ewentualnie plażę, gdzie otoczony wianuszkiem półnagich
dziewoj, szalał przy ognisku. Na niego, można było przymknąć oko. Od dnia
powrotu ojca, nie odezwał się do niego ani słowem. Dodatkowo, zawsze częstował
funkcjonariuszy papierosami, toteż dano mu spokój. Natomiast po jego siostrze,
tym samym dziecku, które niemal zapobiegło wojnie domowej, wszelki ślad
zaginął. Izis uspokoiła władze, że w trosce o dobro dziecka, wysłała małą do
szkoły z internatem, gdzieś pod Raguzą.
Władze Taurydu, dotąd milczące w
sprawie swego krajana, znienacka wmieszały się w zajście. Oświadczyły, że takie
traktowanie biednego, chorego psychicznie człowieka, jest nieludzkie.
Zaproponowały przyjąć go na swe łono i poddać leczeniu. Ale Ossonegro,
pozostało nieugięte. Cień W.U.N.S., groźnie wisiał ponad krajem, domagając się wyjaśnień
w sprawie Dalemieux. Wciąż wierzono, że skoro cud raz się wydarzył i Valdo się
odnalazł, to wydarzy się po raz drugi. Wytrwale czekano, aż eks-prezes
przestanie opowiadać o wycieczce do innego wymiaru i zdradzi wreszcie, co
przedstawiały nieczytelne projekty.
Nikt nie miał pojęcia, że prawda
jest im właśnie podawana im na tacy. Łatwiej było nie uwierzyć.
Wynajęci przez Izis prawnicy, co
jakiś czas wizytowali Dalemieux. Radzili, aby dobrowolnie poddał się szerszym
badaniom psychiatrycznym. To mogło korzystnie wpłynąć na przebieg przyszłego
procesu. Po co pan siebie okłamuje, panie
Dalemieux? Proszę przypomnieć sobie: może ktoś pana uprowadził? Mafia, jakiś
szaleniec? Podrzucono pana nieprzytomnego na ten plac budowy? Nawet jeśli pan
nie pamięta, to nie ma znaczenia. Jeśli udokumentujemy szok pourazowy, będzie
pan nietykalny.
Za każdym
razem, Valdo urządzał karczemną awanturę i posyłał prawników w diabły. Coraz
częściej mówił o tajemniczym urządzeniu autorstwa Krala, które miało mu
zafundować tamtą urojoną wycieczkę. Pytany jednak o specyfikę tego urządzenia,
nie umiał powiedzieć nic konkretnego;
mamrotał coś o piekielnych wrotach.
Plątał się także w zeznaniach, dla kogo i po co wiózł dokumenty.Upierał się, że
szyfr, którym zapisany był projekt, a którego nikt nie potrafił rozwikłać, to nieznany na Ziemi język. Szczegółów
zdradzić nie mógł, rzekomo w obawie o swoje życie. Zaczął przy okazji nową
śpiewkę: żadna bomba, tylko diabelskie
urządzenie. Domagał się prześwietlenia swego obuwia, a także i samego
siebie, bo doszedł do wniosku, że inżynier mógł
mu to wszczepić.
Ale nikt już
nie chciał mieszać Egona Krala do całej sprawy. Człowiek ten wzbudzał nawet i w
wysoko postawionych personach nieokreślony dreszcz niepokoju, choć pozornie,
nie można mu było nic zarzucić. Przejrzano, czym zajmował się w ViDal. Maszty
radiowe i kineskopy, na broń masową nie wyglądały. W.U.N.S. już zadbało o to,
aby nikt się nie dowiedział, że zdyskredytowany prezes coś dla nich
zmajstrował. Całą dokumentację zniszczono, po drodze oczyszczając inżyniera
Krala z podejrzeń. Pierwszy raz od dawna upadły hrabia, mógł uznać, że ma szczęście.
Gdy tylko Dalemieux o tym usłyszał,
postanowił wbić ostatni gwóźdź do trumny. Swojej oczywiście - chociaż był
przekonany, że swoimi opowieściami pogrążył już Krala na amen. Wybłagał u władz
zezwolenie na prywatną konferencję prasową. Twierdził, że tym razem wyjawi całą
prawdę; koniec z historiami o Kioto, które zwano Tokio. Ja go jeszcze zniszczę - odgrażał się - Mam na niego takie haki, że teraz to się już nie pozbiera. Wszyscy się
muszą dowiedzieć, co ta wsza wyprawia pod ich nosem.
Dano mu jedną, ostatnią szansę. Cała
operacja była ściśle tajna; dziennikarze byli podstawionymi agentami policji.
Rozrzucone po całej rezydencji okablowanie, wystarczyło, aby przekonać
Dalemieux, że wystąpi na żywo w telewizji. Oczekiwano, że jednak ktoś przemówił
Valdo do rozsądku i skłonił go do wyjawienia, po co zatrudnił akurat Krala i
czy rzeczywiśćie inżynier pracował po godzinach nad czymś podejrzanym. Niestety,
Valdo mówiąc o wyjawieniu prawdy,
miał na myśli kolejny scenariusz science-fiction.
Zamiast opowieści o tajnych
eksperymentach, zaserwował zebranym kolejną, pełną folkloru opowieść o
nieistniejących dokonaniach Krala. Kral miał być w posiadaniu tajemniczego
artefaktu, który zwał Pandorą. Na temat samej Pandory, Dalemieux wiedział tylko
tyle, że Kral miał otrzymać ją od anioła albo i diabła samego, co przybył
do Raguzy w 1944, ciemną nocą. Na metalowych skrzydłach przyleciał, a potem
zniknął. To było tej samej nocy, kiedy Emilia sobie żyły podcięła. Kral chciał
się cofnąć w czasie, bo ona znieść nie mogła, że Iwo nie żyje...
Na sali
zapadła cisza. Wszyscy spoglądali na Dalemieux skonsternowani. Owszem, części
świtały w głowie dziwne opowieśći o śmierci Emilii Kral. Tego, nie zdołano
nigdy potwierdzić. Na terenie wiejskiego cmentarza, gdzie podobno miała być
pochowana, znaleziono sporo bezimiennych nagrobków z czasów wojny. Miejscowi
tylko kręcili głowami i nie chcieli o niczym rozmawiać. W obawie przed buntem
miejscowej ludności, zaniechano ekshumacji. Sądzicie, że gdy Egon Kral
niespodziewanie znalazł się w centrum uwagi, został tak całkowicie zostawiony w
spokoju i nikt nie przyjrzał się bliżej jego prywatnym sprawom? To wszystko,
ustalono już o wiele wcześniej, jak tylko zaczął pracować dla ViDal. I
jakkolwiek ugryźć temat, zawsze wychodziło na to, że z Krala żaden czarny
charakter, jedynie pokrzywdzony przez los człowiek, żyjącyc tylko i wyłącznie
swoją pracą. Przyglądający się całemu przedstawieniu szef agencji policyjnej,
dał znak jednemu z podwładnych.
Należało wreszcie przerwać ten cyrk. Z tą opowieścią o wizycie diabła w
czterdziestym czwartym, Valdo przegiął.
Przepraszam,
że wtrącę, towarzyszu Dalemieux - podstawiony redaktor odchrząknął uroczyście - Ale skąd pan posiada takie... informacje?
Jak
to skąd? - oburzył się Valdo - Sam mi
o wszystkim powiedział! Jak próbował się cofnąć w czasie, żeby ratować Iwo,
żeby ratować Emilię, to mu się nie udało. Na innej planecie wylądował wtedy...
Towarzyszu
Dalemieux, ostrzegam pana! - siedzący dotąd cicho szef agencji,
powstał oburzony ze swego miejsca. - Proszę
skończyć z tymi opowieściami. I nie wspominać w takim kontekście imienia
zmarłej. Wszyscy wiemy, jaka tragedia spotkała towarzyszkę inżynierową Kral.
Nic nam nie wiadomo, aby ktoś w ogóle udał się w 1944 w kosmos, a tym bardziej
po panią inżynierową. Chociaż interesujące... - uśmiechnął się przebiegle -
Dziwne rzeczy opowiadacie o synu
towarzysza inżyniera. Czemu towarzysz twierdzi, że Iwo Kral nie żyje? Całkiem
niedawno przeglądałem sobie wyniki jego egzaminów końcowych. Na uczelnię, w
zeszłym roku, też raczej ducha nie
przyjęli. Jak towarzysz to wytłumaczy?
To
nie on! - zawył Dalemieux - To jest
to STWORZENIE! Nie z tego świata! Iwo Kral nie żyje od czterdziestego
czwartego! Przywiózł z kosmosu tamtą pokrakę i podstawił! Albo w tej kaplicy
przywołał; nie wiem jak on to robi, ale robi! I małego diabła pod bokiem chowa!
A wy dajecie mu się robić w bambuko. Mnie też zrobił! Za królika doświadczalnego
robiłem, ot co!
W tym momencie, definitywnie musiano
mu przerwać. Diabły, anioły, czy też kosmici - nikomu nie chciało się słuchać
coraz większych bzdur, padających z ust Valdo Dalemieux. Nawet władze
zrozumiały, że ten człowiek jest niepoczytalny. Obezwładniony siłą, wylądował w
sypialni, przywiązany do własnego łózka pasami, otumaniony lekami nasennymi.
Izabelli Dalemieux, dano czterdzieści osiem godzin na podjęcie decyzji, czy
zgadza się umieścić Valdo w ośrodku zamkniętym. Jeśli nie przestanie opowiadać
farmazonów - po upływie tego czasu, planowano tak czy inaczej wywieźć go tam
wbrew jego woli. Przez te czterdzieści osiem godzin, miały zostać podjęte
wszelkie kroki, aby usunąć Valdo Dalemieux, z kart historii Ossonegro.
Przysporzył zbyt wielu problemów. Przestano wierzyć, że powie cokolwiek
ciekawego, poza bełkotem o nadprzyrodzonych zjawiskach.
Pani Dalemieux, z podejmowaniem
decyzji nie miała problemu. Przynajmniej, w zakresie własnej osoby. Jeszcze tej
nocy, opuściła pośpiesznie rezydencję; kto wie, co się z nią stało. Dziesięć
lat później, widziano ją na Kubie; a może, była to Ibiza. Prawdopodobnie,
wymknęła się poprzez pralnię, tak samo, jak robił to jej syn. Sądzono, że to
właśnie on jest tą cichą sylwetką, która przemknęła pod bramę, by następnie
wsiąść do czerwonego Porsche, oddalającego się w nieznanym kierunku. A nawet,
jeśli rozpoznano Izis - nikt jej nie miał tego za złe. Wszyscy chcieli jak
najprędzej zapomnieć o sprawie Valdo Dalemieux.
Na drugi dzień, okazało się, że
konto Valdo zostało wyczyszczone. Pani Dalemieux, zrozumiale potrzebowała
środków, aby rozpocząć nowe życie.
****
Jeżeli podoba ci się moja twórczość, dorzuć grosik i pomóż mi ożywić moją historię!
https://zrzutka.pl/5t842p
Dzięki!
~ Anu Yas
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz