czwartek, 6 kwietnia 2023

Człowiek z Taurydu rodem, cz. III/ Podziękowania... i wreszcie jedziemy do interesującego tematu!

 Postanowiłam sobie, że będę aktualizować bloga tak mniej więcej co dwa-trzy dni. 

Powodem jest to, że zdaję sobie sprawę, że jeśli ktoś nawet i aktywnie to chce czytać, to nie będzie mieć i tak codziennie czasu. Dwa - zbyt szybko mi się wyczerpie temat; poza tym będę musiała trochę jeszcze popracować nad dalszymi fragmentami, wymagającymi chociażby korekty nazwisk postaci, miejsc itp. ( (to wraz z latami też się zmieniało) No, a na to i ja sama muszę zagospodarować czas. 

Chciałam bardzo podziękować osobom, które dotychczas wsparły moją zrzutkę - to dla mnie zachęta i motywacja, oraz dowód na to, że jednak moja twórczość ma jakiś sens. 

Dzisiaj będą dwa posty - chce wreszcie skończyć temat szacownego prezesa Dalemieux i jego wizyty w innym wymiarze. Co by tak nie pojawiły się pytania, co ja o tym Kojocie i Wędrowcach tak mówię, a piszę o jakimś nadymanym pierdzielu. ;) 

****




To była tylko cisza przed burzą. Kilka dni później, Valdo Dalemieux, obudził się na placu budowy.

            Przetarł oczy i wrzasnął, ujrzawszy grono japońskich robotników, pochylających się nad nim ze zdumieniem. W tamtym czasie, nie było już osoby, która nie kojarzyłaby jego twarzy. Dla majstra, owe spotkanie skończyło się guzem na czole. Dalemieux był najwyraźniej w szoku i niespecjalnie potrafił wyjaśnić, dlaczego spał w rowie pomiędzy rurami kanalizacji. Wezwano policję, a cały świat obiegła sensacyjna wieść: Dalemieux odnalazł się w Kioto.

            Nie będę was zanudzać opowieścią, przez jakie nieprzyjemności i formalności znowu przechodził. Cesarstwo Japońskie, było skonfudowane swym poprzednim oświadczeniem, iż kosztowny but Valdo nigdy nie stanął na ich ziemi. Deportowano go jak najprędzej. Przygoda Dalemieux po drugiej stronie lustra, wydawała się całkiem sympatyczna w porównaniu z tym, co miało czekać na niego na niego w domu.

            W jego domu, w Raguzie, która już nigdy nie miała być tym samym domem, który opuścił dwa miesiące wcześniej. Na lotnisku, zamiast oczekiwanej delegacji, powitał go policyjny kordon.

            Zamiast kwiatów i szampana, były kajdanki. Valdo jednakże niespecjalnie przejął się faktem, że minęły dwa miesiące, oraz, że już nie jest panem prezesem i ulubieńcem rządu. Pierwszą rzeczą, jaką zrobił, gdy wzięto go na przesłuchanie, było wyjęcie zza pazuchy jakiegoś podejrzanego czytadła. Wymachując nim przed nosem śledczych, Valdo oznajmił triumfalnie:

            Ja wiem już wszystko. Rozgryzłem całą tajemnicę. Ja tam byłem. I wróciłem.

            Usilnie domagał się widzenia z Egonem Kralem. Prośbę, próbowano spełnić, jednakże za każdym razem trafiano po drugiej stronie słuchawki, na jego przygłuchą, polską gosposię. Gizelka, słysząc nazwisko Dalemieux, za każdym razem rzucała wystraszona słuchawką. Za szóstym razem, jakiś niezidentyfikowany dowcipniś, być może ogrodnik, odebrał, przedstawiając się jako Zakład Pogrzebowy ''Radość''. Kral najwyraźniej wydał służbie odpowiednie polecenia. Ale Valdo, nie chciał przyjąć tego do wiadomości.

            Tutaj, też wszystko się pozmieniało. - sapnął. - Widzisz, pan, towarzyszu śledczy. W Japonii - nie ma na mapie Ossonegro. Dubrovnik zamiast Raguzy. Herbaciarnia za fabrykę. A teraz - zamiast tej śmierdzącej chałupy Krala, jest zakład pogrzebowy.

            Dalemieux wdał się w niezrozumiały wywód o czarnych dziurach i podróżach do innego wymiaru. Słuchać się tego nie dało. Postanowiono dać Kralowi jeszcze jedną szansę. Tym razem, po pierwszym dzwonku, inżynier odebrał osobiście.

            Gówniarz sobie żarty stroił. A Gizela, jest już stara. - odparł enigmatycznie, na pytanie, dlaczego unika kontaktu z policją, w tak ważkiej sprawie, jak zatrzymanie towarzysza Dalemieux - Towarzysze wybaczą, ale moją specjalnością jest inżynieria fizyka. Nie psychiatria. O ile mi wiadomo, pracuję teraz dla Kombinatu Elektra, a nie dla towarzysza Dalemieux. Nie wiem, na co miałbym wam się przydać. Wariat potrzebuje doktora, nie niańki. Żegnam. - trzasnął słuchawką.

            Gdy Valdo usłyszał, że Kral, choć wciąż istniejący, odmówił spotkania z nim, wpadł w szał. To on! To on namieszał, szarlatan jeden! To wszystko jego wina! A teraz boi się przyznać, skurwysyn pierdolony! Śledczy zatarli z zadowoleniem ręce. Rozwiązanie udziału Krala w historii z podejrzaną teczką, było na wyciągnięcie ręki. Ku ich zdziwieniu, Valdo ochoczo opowiedział o tym, co takiego zamierzał zabrać ze sobą do Kioto.       

            Miałem może kiedyś bombę atomową. Ale nie mam! Bo sprzedałem! A co? Wujcio W.U.N.S. już doniósł? To dlatego mnie tu trzymacie?!- wybuchnął histerycznym śmiechem - A po cholerę komu ta bomba atomowa, skoro można kogoś w kosmos, do innego wymiaru posłać! To jest gorsze, panowie towarzysze! To jest kurwa, o wiele gorsze... Tym się zajmijcie! Dlaczego nie chcecie zatrzymać tego pieprzonego Krala?! - zawył żałośnie -Bomby to zrobić nie chciał, ale do innego wymiaru wysłać, to już tak! Tylko on... potrafi takie rzeczy! Zapytajcie... tego przeklętego bachora! On wam powie, co się działo... w kaplicy! Musi pamiętać... musi pamiętać tamto przejście! Tamtą czarną dziurę! Gnoje obsrane, ukrywają prawdę! Ale ja tam byłem i ją odkryłem! Nikt nie potrzebuje już pieprzonej bomby atomowej, chrzanię ją! Nie będę rozmawiać o takich pierdołach!

            Przyziemne sprawy, jak przewożenie szyfrowanych dokumentów, w ogóle nie interesowały Dalemieux. Majaczenie Valdo o kaplicach, bachorach i czarnych dziurach, brzmiało dla śledczych jak bełkot szaleńca. Nie tego oczekiwano po przesłuchaniu. Przetłumaczono pobieżnie treść książki, którą miał przy sobie w chwili odnalezienia. Postanowiono skorzystać z rady Krala i wezwać biegłego psychiatrę.

            Ten orzekł, iż towarzysz znajduje się w stanie ciężkiego szoku. Przesłuchania mogą tylko pogłębić jego nad wyraz poważny stan. Nie wykluczał, że Dalemieux, wypiera tymi opowiastkami jakieś traumatyczne przeżycie; tudzież, próbuje oszukać samego siebie. Valdo, uparcie twierdził, jakoby wcale nie zniknął na dwa miesiące; spędził za to cały dzień w Kioto, które zwało się Tokio, a nikt tam nie wiedział, że Taured i Ossonegro istnieją. To był inny wymiar, poznałem całą zagadkę Wszechświata. - powtarzał.

            Przejawiał przy tym, zdaniem psychiatry, urojenia prześladowcze na tle biednego Krala. Wszystkim dawno znudziły się plotki, jakie tuż po wojnie krążyły na temat inżyniera. Lekarz upatrywał źródła urojeń w podejrzanej lekturze, którą, Dalemieux, zaczytywał się w cholera wie jakich okolicznościach. Powiązał wzmianki o fizyce kwantowej z inżynierem Kralem, a samą treść o innych rzeczywistościach. łyknął naiwnie jak owieczka. Czytadło skonfiskowano. Planowano odwieźć Dalemieux na obserwację do zakładu zamkniętego. Gdyby tylko komisarz Kou wiedział, że jego plan - choć w innym czasie i przestrzeni - całkowicie zadziałał...!

            Niespodziewanie, na konto agencji rządowej, wpłynęła pokaźna kaucja. W zasadzie, była to równowartość odprawy, którą Izis Dalemieux, przyjęła w imieniu małżonka. Wbrew temu, co działo się wokół afery łapówkarskiej miesiąc wcześniej, pieniądzom Dalemieux po raz kolejny nie odmówiono. Wyszło na to, że rząd dostał ViDal w prezencie. Warunkowo, zwolniono Valdo do domu, aby - jak orzekły władze - mógł odpocząć i doprowadzić się do stanu, w którym będą mogli wyciągnąć od niego coś sensownego.

            Valdo nie zamierzał próżnować. Mimo protestów Izabelii, zwołał w ich rezydencji konferencję prasową. Zanim policja zainterweniowała, Valdo spędził całkiem uroczą godzinę w blasku fleszy. Może i sprawiał wrażenie niego roztrzęsionego, ale sensacyjne treści jego wywodu, przyciągnęły dziennikarzy z całego kraju. Opowiadał o mapie, na której widział kompletnie innej kraje, niż są u nas. O tym, że W.U.N.S. nie istnieje w tamtych świecie, jakąś taką inną nazwę to miało, ale nie pamięta, oczywiście. Ale w innym wymiarze był i to widział!

            Nie obchodzi mnie, co gadają. Ja wiem teraz o wiele więcej, niż wszyscy. - miał powiedzieć, w typowym dla siebie, pełnym pychy stylu - Ten cały towarzysz inżynier Kral, to niewdzięcznik. Dzięki mnie, miałby taki sukces naukowy! Bo to przecież jasne, że to jego sprawka! Bronie jakieś? A komu to teraz potrzebne? Kral tak naprawdę, od lat pracował nad tym, żeby ten inny wymiar otworzyć. No to wziął sobie mnie na celownik; nie wiem kiedy i nie wiem jak to wymyślił. Teraz, woli siedzieć cicho; ale ja wiem, że to on podesłał mi jakieś urządzenie, które mnie przeniosło. Może w bucie mi to schował? Niczego nie znalazłem. Powinno się go wziąć pod lupę, zanim nas wszystkich wyśle do tej Jugosławii. Bo wiecie towarzysze, że tam byliśmy nie Ossonegro, a Jugosławia?

            Fascynująca opowieść została przerwana przez służby specjalne. Pozyskane przez dziennikarzy materiały zniszczono, a im samym zakazano wspominać o tym, co słyszeli od Dalemieux tego dnia. Treści brzmiały niepokojąco wywrotowo; Dalemieux sugerował, że historia Muru, mogła potoczyć się zupełnie inaczej. Takiej opinii, nawet chory psychicznie, nie mógł wypowiadać głośno. Valdo został objęty ścisłą kuratelą policji oraz aresztem domowym. Zakaz objął także wszystkich mieszkańców. Służba, nie chcąc zgodzić się na takie warunki, z dnia na dzień odeszła. Izis była zmuszona zamawiać posiłki na dowóz z pobliskiej restauracji. Sterylnie czysta niegdyś rezydencja, z dnia na dzień pokrywała się coraz większym brudem.

            Widywano co prawda, jakoby mniemany student ekonomii, Beauvisse, wymykał się z domu poprzez pralnię, znikając na całe dnie. Niekiedy i na całe noce. Dosiadał swego kosztownego Harley Davidson'a i wracał dopiero wtedy, gdy wytrzeźwiał. Jego eskapady, obejmowały niezwykle szerokie rejony: lokalny bar punkabillie, ''Kotłownia''; ewentualnie plażę, gdzie otoczony wianuszkiem półnagich dziewoj, szalał przy ognisku. Na niego, można było przymknąć oko. Od dnia powrotu ojca, nie odezwał się do niego ani słowem. Dodatkowo, zawsze częstował funkcjonariuszy papierosami, toteż dano mu spokój. Natomiast po jego siostrze, tym samym dziecku, które niemal zapobiegło wojnie domowej, wszelki ślad zaginął. Izis uspokoiła władze, że w trosce o dobro dziecka, wysłała małą do szkoły z internatem, gdzieś pod Raguzą.

            Władze Taurydu, dotąd milczące w sprawie swego krajana, znienacka wmieszały się w zajście. Oświadczyły, że takie traktowanie biednego, chorego psychicznie człowieka, jest nieludzkie. Zaproponowały przyjąć go na swe łono i poddać leczeniu. Ale Ossonegro, pozostało nieugięte. Cień W.U.N.S., groźnie wisiał ponad krajem, domagając się wyjaśnień w sprawie Dalemieux. Wciąż wierzono, że skoro cud raz się wydarzył i Valdo się odnalazł, to wydarzy się po raz drugi. Wytrwale czekano, aż eks-prezes przestanie opowiadać o wycieczce do innego wymiaru i zdradzi wreszcie, co przedstawiały nieczytelne projekty.

            Nikt nie miał pojęcia, że prawda jest im właśnie podawana im na tacy. Łatwiej było nie uwierzyć.  

            Wynajęci przez Izis prawnicy, co jakiś czas wizytowali Dalemieux. Radzili, aby dobrowolnie poddał się szerszym badaniom psychiatrycznym. To mogło korzystnie wpłynąć na przebieg przyszłego procesu. Po co pan siebie okłamuje, panie Dalemieux? Proszę przypomnieć sobie: może ktoś pana uprowadził? Mafia, jakiś szaleniec? Podrzucono pana nieprzytomnego na ten plac budowy? Nawet jeśli pan nie pamięta, to nie ma znaczenia. Jeśli udokumentujemy szok pourazowy, będzie pan nietykalny.

            Za każdym razem, Valdo urządzał karczemną awanturę i posyłał prawników w diabły. Coraz częściej mówił o tajemniczym urządzeniu autorstwa Krala, które miało mu zafundować tamtą urojoną wycieczkę. Pytany jednak o specyfikę tego urządzenia, nie umiał  powiedzieć nic konkretnego; mamrotał coś o piekielnych wrotach. Plątał się także w zeznaniach, dla kogo i po co wiózł dokumenty.Upierał się, że szyfr, którym zapisany był projekt, a którego nikt nie potrafił rozwikłać, to nieznany na Ziemi język. Szczegółów zdradzić nie mógł, rzekomo w obawie o swoje życie. Zaczął przy okazji nową śpiewkę: żadna bomba, tylko diabelskie urządzenie. Domagał się prześwietlenia swego obuwia, a także i samego siebie, bo doszedł do wniosku, że inżynier mógł mu to wszczepić.

            Ale nikt już nie chciał mieszać Egona Krala do całej sprawy. Człowiek ten wzbudzał nawet i w wysoko postawionych personach nieokreślony dreszcz niepokoju, choć pozornie, nie można mu było nic zarzucić. Przejrzano, czym zajmował się w ViDal. Maszty radiowe i kineskopy, na broń masową nie wyglądały. W.U.N.S. już zadbało o to, aby nikt się nie dowiedział, że zdyskredytowany prezes coś dla nich zmajstrował. Całą dokumentację zniszczono, po drodze oczyszczając inżyniera Krala z podejrzeń. Pierwszy raz od dawna upadły hrabia, mógł uznać, że ma szczęście.

            Gdy tylko Dalemieux o tym usłyszał, postanowił wbić ostatni gwóźdź do trumny. Swojej oczywiście - chociaż był przekonany, że swoimi opowieściami pogrążył już Krala na amen. Wybłagał u władz zezwolenie na prywatną konferencję prasową. Twierdził, że tym razem wyjawi całą prawdę; koniec z historiami o Kioto, które zwano Tokio. Ja go jeszcze zniszczę - odgrażał się - Mam na niego takie haki, że teraz to się już nie pozbiera. Wszyscy się muszą dowiedzieć, co ta wsza wyprawia pod ich nosem.

            Dano mu jedną, ostatnią szansę. Cała operacja była ściśle tajna; dziennikarze byli podstawionymi agentami policji. Rozrzucone po całej rezydencji okablowanie, wystarczyło, aby przekonać Dalemieux, że wystąpi na żywo w telewizji. Oczekiwano, że jednak ktoś przemówił Valdo do rozsądku i skłonił go do wyjawienia, po co zatrudnił akurat Krala i czy rzeczywiśćie inżynier pracował po godzinach nad czymś podejrzanym. Niestety, Valdo mówiąc o wyjawieniu prawdy, miał na myśli kolejny scenariusz science-fiction.

            Zamiast opowieści o tajnych eksperymentach, zaserwował zebranym kolejną, pełną folkloru opowieść o nieistniejących dokonaniach Krala. Kral miał być w posiadaniu tajemniczego artefaktu, który zwał Pandorą. Na temat samej Pandory, Dalemieux wiedział tylko tyle, że Kral miał otrzymać ją  od anioła albo i diabła samego, co przybył do Raguzy w 1944, ciemną nocą. Na metalowych skrzydłach przyleciał, a potem zniknął. To było tej samej nocy, kiedy Emilia sobie żyły podcięła. Kral chciał się cofnąć w czasie, bo ona znieść nie mogła, że Iwo nie żyje...

            Na sali zapadła cisza. Wszyscy spoglądali na Dalemieux skonsternowani. Owszem, części świtały w głowie dziwne opowieśći o śmierci Emilii Kral. Tego, nie zdołano nigdy potwierdzić. Na terenie wiejskiego cmentarza, gdzie podobno miała być pochowana, znaleziono sporo bezimiennych nagrobków z czasów wojny. Miejscowi tylko kręcili głowami i nie chcieli o niczym rozmawiać. W obawie przed buntem miejscowej ludności, zaniechano ekshumacji. Sądzicie, że gdy Egon Kral niespodziewanie znalazł się w centrum uwagi, został tak całkowicie zostawiony w spokoju i nikt nie przyjrzał się bliżej jego prywatnym sprawom? To wszystko, ustalono już o wiele wcześniej, jak tylko zaczął pracować dla ViDal. I jakkolwiek ugryźć temat, zawsze wychodziło na to, że z Krala żaden czarny charakter, jedynie pokrzywdzony przez los człowiek, żyjącyc tylko i wyłącznie swoją pracą. Przyglądający się całemu przedstawieniu szef agencji policyjnej, dał znak jednemu z podwładnych. Należało wreszcie przerwać ten cyrk. Z tą opowieścią o wizycie diabła w czterdziestym czwartym, Valdo przegiął.

            Przepraszam, że wtrącę, towarzyszu Dalemieux - podstawiony redaktor odchrząknął uroczyście - Ale skąd pan posiada takie... informacje?

            Jak to skąd? - oburzył się Valdo - Sam mi o wszystkim powiedział! Jak próbował się cofnąć w czasie, żeby ratować Iwo, żeby ratować Emilię, to mu się nie udało. Na innej planecie wylądował wtedy...

            Towarzyszu Dalemieux, ostrzegam pana! - siedzący dotąd cicho szef agencji, powstał oburzony ze swego miejsca. - Proszę skończyć z tymi opowieściami. I nie wspominać w takim kontekście imienia zmarłej. Wszyscy wiemy, jaka tragedia spotkała towarzyszkę inżynierową Kral. Nic nam nie wiadomo, aby ktoś w ogóle udał się w 1944 w kosmos, a tym bardziej po panią inżynierową. Chociaż interesujące... - uśmiechnął się przebiegle - Dziwne rzeczy opowiadacie o synu towarzysza inżyniera. Czemu towarzysz twierdzi, że Iwo Kral nie żyje? Całkiem niedawno przeglądałem sobie wyniki jego egzaminów końcowych. Na uczelnię, w zeszłym roku, też raczej ducha  nie przyjęli. Jak towarzysz to wytłumaczy?

            To nie on! - zawył Dalemieux - To jest to STWORZENIE! Nie z tego świata! Iwo Kral nie żyje od czterdziestego czwartego! Przywiózł z kosmosu tamtą pokrakę i podstawił! Albo w tej kaplicy przywołał; nie wiem jak on to robi, ale robi! I małego diabła pod bokiem chowa! A wy dajecie mu się robić w bambuko. Mnie też zrobił! Za królika doświadczalnego robiłem, ot co!

            W tym momencie, definitywnie musiano mu przerwać. Diabły, anioły, czy też kosmici - nikomu nie chciało się słuchać coraz większych bzdur, padających z ust Valdo Dalemieux. Nawet władze zrozumiały, że ten człowiek jest niepoczytalny. Obezwładniony siłą, wylądował w sypialni, przywiązany do własnego łózka pasami, otumaniony lekami nasennymi. Izabelli Dalemieux, dano czterdzieści osiem godzin na podjęcie decyzji, czy zgadza się umieścić Valdo w ośrodku zamkniętym. Jeśli nie przestanie opowiadać farmazonów - po upływie tego czasu, planowano tak czy inaczej wywieźć go tam wbrew jego woli. Przez te czterdzieści osiem godzin, miały zostać podjęte wszelkie kroki, aby usunąć Valdo Dalemieux, z kart historii Ossonegro. Przysporzył zbyt wielu problemów. Przestano wierzyć, że powie cokolwiek ciekawego, poza bełkotem o nadprzyrodzonych zjawiskach. 

            Pani Dalemieux, z podejmowaniem decyzji nie miała problemu. Przynajmniej, w zakresie własnej osoby. Jeszcze tej nocy, opuściła pośpiesznie rezydencję; kto wie, co się z nią stało. Dziesięć lat później, widziano ją na Kubie; a może, była to Ibiza. Prawdopodobnie, wymknęła się poprzez pralnię, tak samo, jak robił to jej syn. Sądzono, że to właśnie on jest tą cichą sylwetką, która przemknęła pod bramę, by następnie wsiąść do czerwonego Porsche, oddalającego się w nieznanym kierunku. A nawet, jeśli rozpoznano Izis - nikt jej nie miał tego za złe. Wszyscy chcieli jak najprędzej zapomnieć o sprawie Valdo Dalemieux.

            Na drugi dzień, okazało się, że konto Valdo zostało wyczyszczone. Pani Dalemieux, zrozumiale potrzebowała środków, aby rozpocząć nowe życie.


****

Jeżeli podoba ci się moja twórczość, dorzuć grosik i pomóż mi ożywić moją historię!

https://zrzutka.pl/5t842p

Dzięki! 

~ Anu Yas

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Część kolejna, oraz dlaczego to jest już bez sensu, a jednak dla mnie ma sens.

  Nie było mnie tu dobry tydzień. Takie tam- zwyczajne powody. Może wątpię, może miałam trochę takiej zwyczajnej pracy... Gratki dla mnie - ...