Nie było mnie tu dobry tydzień. Takie tam- zwyczajne powody. Może wątpię, może miałam trochę takiej zwyczajnej pracy... Gratki dla mnie - po 8h, z zapaleniem gardła i gorączką na słuchawce! No, ale trzeba zarabiać. Po tym, w domu, to ja już tylko chowałam się pod kołdrę i nic nie jestem w stanie robić. A przecież... jak to leciało w tym kawałku Abney Park? ''If you give up, you're not done for...''
Że przecież, jeśli się poddasz, to nie jesteś do tego stworzony. A przecież ja jestem stworzona po to, żeby stworzyć Kojota
Nie... myślę, że to jest więcej zwątpienia. Jak zastanawiasz się, czy ten sos sprzed dwóch tygodni w lodówce jednak się nadaje do użycia i to zjadasz, to chyba jest coś nie tak. Nieee... wszystko jest nie tak, ale zamierzam prowadzić tego bloga tylko po to, żeby został jakiś ślad po tym wszystkim. In case, jeśli umrę, to przynajmniej Kojot nie zginie w tłumie. W necie, przecież nic podobno nie przepada. W przeciwieństwie do ludzi, którzy to po sobie zostawiają - chociaż wątpię, czy ktoś w ogóle czeka na to, co ja napiszę.
A przecież, przecież coś do cholery, coś robię! Nie zajmuję się wyłącznie malowaniem hybryd i kaszojadem, mam jakąś wizję, coś sensownego...
A jednak, hybrydy, plotki pudelki, oraz popisy kaszojadami wygrywają na dzień dzisiejszy... Chyba taka epoka. Potrzebujemy plotek, hybryd i kaszojadów, ewentualnie Netflixa. Sama chyba wrócę do oglądania Simpsonów i Futuramy godzinami, bo wydaje się to być bardziej normalne, niż pisanie. Przynajmniej w moim położeniu przegrywa. Ewentualnie, rozważałam udawanie jakiejś kolejnej zaginionej dziewczynki i zarobienie na tym wyświetleń, Ja czasami myślę, że poprzez to, że jestem niebinarna i całe życie myślałam też o tym, żeby zrobić coś ponadczasowego, coś co może przetrwać wieki, czegoś co nigdy nie zbuntuje się przeciwko mnie i nie odejdzie - no sorry, ale sama siebie skazałam na zagładę. Ale wolę być taka, tak po prostu.
Nieważne. Koniec pierdolenia. Wrzucam kolejną część. Jeśli ci się podoba moja twórczość, to link na zrzutę jest... no, w linkach.
****
Musicie
jeszcze o czymś wiedzieć. Natalia była tak oszołomiona całym spotkaniem, że gdy
pomagała Gizeli sprzątać, zagubiła puderniczkę. Bardzo cenną puderniczkę, bo
posrebrzaną. Musiała wysunąć się z kieszeni! Oczywiście, zgubę odkryła chwilę
po tym, jak ta biedna staruszka, Gizela, odprowadziła ją już za bramę. Natalia,
zdecydowanie nacisnęła klamkę przyrdzewiałej furtki.
- Pani Gizelo! - krzyknęła za
przygarbioną sylwetką - Poczeka pani chwilę! Muszę się wrócić! Zdaje się, że
coś zgubiłam!
Gosposia Krala, niestety, poza tym,
że dość średnio władała osso, to jeszcze była przygłucha. Wielkie drzwi
wejściowe, zatrzasnęły się przed nią z hukiem. Pani redaktor jednak uznała, że
zguba jest tak cenna, iż wypada jej wejść z powrotem na posesję. Wystarczyło
nieco mocniej szarpnąć za furtkę. ''Jak oni przez tyle lat uniknęli rabunku?
Chociaż z takim stróżem jak ten cały Rimbaud...'' - pomyślała mimochodem, o przeogromnym,
rozkapryszonym kocie. I weszła, zaklinając w duchu, aby znowu nie trafić na
tego agresywnego, jednookiego persa.
Okazało się, że dzwonek przy
drzwiach, nie działa. Pukanie i stukanie, także na niewiele się zdało.
Redaktorka nie odpuściła; obchodząc całą rezydencję dookoła, odkryła wreszcie
uchylone okno. Ale zanim sama się odezwała, zza szpary dobiegł potężny huk
tłuczonych naczyń; jak gdyby ktoś nimi rzucał. Rozpoznała głos inżyniera Krala:
- Mam ci przypomnieć gówniarzu, jaką
mam ciężką rękę? Wstydu tylko potrafisz narobić! A już babę w garści miałem! Co
to była za cyrkada, pytam się ciebie?! Stój, jak do ciebie mówię! Dokąd ty
idziesz?! Dlaczego ty mi nie odpowiadasz?! Iwo! Dlaczego ty nigdy nic nie
odpowiadasz? Dokąd ty, do kurwy nędzy znowu idziesz?! Iwo!
Po tym, znowu rozległ się dźwięk
jakiegoś tłuczonego naczynia i lament Gizeli. Zza drzwi wejściowych, wypadła
niewielka, czarna sylwetka w skórze. Ten ktoś, dosiadł zaparkowanej tuż pod
rezydencją Vespy i odjechał w siną dal.
Redaktorka już nie miała
wątpliwości. Zdarzenie, którego była świadkiem, tylko utwierdziło ją w
przekonaniu, jakim człowiekiem naprawdę był Egon Kral. Pal licho tę
puderniczkę. Wyśle mu jutro telegram i poprosi o zwrot na adres redakcji. Od
początku czuła, że ma do czynienia z człowiekiem zakłamanym. A jeśli nie
zakłamanym, to kompletnie interesownym karierowiczem. Już ona dobrze wiedziała,
co napisze na jego temat. Na pewno miał coś na sumieniu; o nie, nie pozwoli
wykorzystać ''Dziennika Ludowego'', dla jego osobistych celów! Nie po to wujek
załatwił jej po studiach posadę, aby teraz miała się podlizywać jakimś
podejrzanym indywiduom! Jaka szkoda, że wyłączyła nagrywanie, gdy opowiadał,
jak gra na nosie władzom z tym domem...
Zdanie, zmieniła w ledwie kilka godzin
po wyjściu od Krala. Po odniesieniu negatywów do wywołania, już późnym
wieczorem, zmęczona Natalia wracała do domu. Usłyszała gdzieś za plecami, lekki
warkot skutera. Przyśpieszyła kroku. Pojazd zatrzymał się. Ktoś z niego
zeskoczył i szybkiem krokiem, szedł w pewnej odległości za nią, by następnie
skręcić w boczną uliczkę. Redaktorka odetchnęła z ulgą. Przez wizytę w tym
upiornym domu, zaczyna mieć jakieś urojenia! Weszła w swoją bramę, a następnie
udała się na górę. Pewnym krokiem, wspięła się na piętro. I tutaj, klucze z
brzękiem wypadły jej z rąk.
Ktoś stał na półpiętrze. Cofnęła się
i nerwowo nacisnęła na włącznik światła; nie działał. Znowu te gówniarze od
Vankoviców, wykręciły żarówkę! Wstydu nie mają! A tutaj, niewielka postać w
czerni, przypatruje jej się, siedząc na parapecie. Natalia wrzasnęła i już
miała zbiec z powrotem w dół, kiedy napastnik dał za nią susa, przeskoczył
kilka stopni w dół i chwycił ją za ramię.
- Pani Natalio! Spokojnie, to tylko
ja. Janko Kral, pamięta pani?- wielkie oczy skrzyżowały z nią wzrok. Chłopak,
nie wiedzieć czemu, miał na twarz wsuniętą czarną bandanę.
- Iwo Kral? - wyjąkała zdziwiona
redaktorka - Co ty wyprawiasz?! Proszę mnie puścić! Bo zacznę krzyczeć za
policją!
- Janko. - poprawił ją młody Kral -
Wszyscy, którzy nie są moim ojcem, mówią do mnie Janko. I przepraszam... ekm. -
zażenowany, puścił jej ramię - To nie tak miało wyjść. Spokojnie, proszę nie
krzyczeć...
- Co nie tak miało wyjść? - syknęła
redaktorka - Napadasz mnie zamaskowany na ciemnej klatce i jeszcze mam nie
krzyczeć?!
- Zamaskowany...? A, to! Kretyn ze
mnie... pardon za to... ale... - Janko ściągnął z twarzy chustę. - Skuterem
jestem. Wieje, psiakrew.
Zmieszany, przeniósł wzrok na
redaktorkę. Uniósł brwi ze zdziwieniem. Ta, stała naprzeciw niego z...
niewielkim nożem motylkowym w ręku.
- Albo w tej chwili wypierdalasz
stąd gówniarzu, albo nie będę się z tobą cackać! - krzyknęła, wymachując nożem
- Myślisz, że jesteś pierwszy, który próbuje mnie zastraszyć?! Myślisz że się
ciebie boję? Ja pracuję dla największego dziennika w kraju! Nie raz kazano mi
zamilknąć... nic mnie i tak nie powstrzyma, aby napisać prawdę o twoim ojcu!
Janko Kral, był jednak... dziwny.
Gdy ona skończyła, stał tak dalej na
schodach, bez ruchu, wpatrując się w nią jakby pustym spojrzeniem. Ivanovic
opuściła nóż, sapiąc wściekle. Coś tu nie grało. Nie... grało? Co on dzisiaj powiedział? Że lubi grać ludziom...
marsze pogrzebowe?
- Ani kroku dalej! - warknęła
ostrzegawczo, sądząc, że z nim coś rzeczywiście jest nie tak i...
Wtedy, Janko Kral, wybuchnął
histerycznym śmiechem.
- Serio? - wykrztusił? - Ojoj... to
ja powinienem się chyba bać pani, pani Natalio. Jaka pani groźna! - posłał jej
szeroki uśmiech - Obraziłbym się, ale nie mam na to czasu Bo w zasadzie, to...
- wyciągnął ku niej dłoń, w której spoczywała zagubiona przez nią, posrebrzana
puderniczka - Znalazłem to. To raczej nie Gizelki. A koleżanek, nie zapraszam
do domu. Ojciec natomiast, ich nie posiada. Woli kabelki. Czyli... to chyba
pani własność?
Pani redaktor była kompletnie
zawstydzona. Bez słowa schowała nóż do torebki i wzięła do ręki puderniczkę. I kto tu wyszedł na wariata? -
pomyślała. Postanowiła jednak zachować pokerową twarz. To byłoby zupełnie
nieprofesjonalne, spoufalać się z nim, chociaż... chociaż...
W świetle latarni, jego oczy znowu
płonęły tym dziwnym światłem. Ile on może
mieć lat? - zastanowiła się Natalia - Może
wygląda na szesnaście; ale skoro studiuje, to przynajmniej... dwadzieścia? A
ona, jeszcze zwracała się do niego per ''ty''!
- Dziękuję,
ale szkoda było fatygi. - odparła chłodno - Jutro i tak zamierzałam wysłać
telegram.
- Do jutra, wszystko się może
zmienić. - rzucił Janko enigmatycznie.
- A więc jednak chodzi ci o ten
artykuł? - redaktor skrzyżowała ramiona - Czego ode mnie chcesz? I skąd w ogóle
znałeś mój adres?
- Niech pomyślę... - Janko z
wdziękiem przewrócił oczami - Powiedziałem dziś już całkiem sporo na swój
temat. Do tego, że lubię ciastka i grać marsze pogrzebowe, mogę dołożyć także
to, że... Potrafię czytać książki telefoniczne! Przez podwórze, nietrudno
wejść. Wystarczy przesadzić mur; drzwi nikt od dawna nie zamyka, prawda?
Usiadłem na pierszym piętrze, bo to było, jak ruletka. Mogłem trafić. Albo nie.
- wyszeptał, przybliżając się do niej niebezpiecznie. - W tej sprawie nie ma
nic tajemniczego, pani Natalio. Chciałem oddać zgubę. Chill out, jak to mawiają po dalekiej stronie Muru. Ja też nie
wiem, czego pani mogłaby jeszcze ode mnie chcieć, poza tym, że mnie zabić.
Redaktorkę przeszył dreszcz. Ale; wciąż
miała wątpliwości co do tego, skąd w ogóle młody Kral tu się wziął. Dlaczego...
ten smarkacz (pal licho, że był tylko
jakieś dziesięć lat młodszy od niej)
potrafił wyciągać z ludzi ich największe lęki, wewnętrzne bestie i...
pragnienia? I jeszcze się z tego w najlepsze śmiał. Ach, jakby zapomniała.
Potrafił czytać książki telefoniczne.
- Twój ojciec zasługuje na to, żeby
go pogrążyć. Sam o tym wiesz, prawda? - wyszeptała. - Jak on może zaganiać tę
więkową staruszkę do sprzątania po durnym kocie? I sam stać z boku, przyglądać
się temu... Słyszałam też waszą kłótnię. Zróbmy to razem, Janko. - uśmiechnęła
się szelmowsko - Przecież tego chcesz, prawda?
- A dlaczego, do cholery, miałbym
tego chcieć? - Janko potrząsnął rozczochranym łbem, odrzucając grzywkę - Owszem, to skurwysyn. I dlatego, muszę dbać
o to, żeby nie mieć przesrane. Jeśli jednak pani tego nie rozumie... Proszę
pisać, co pani zechce. Ja, sobie poradzę. I tak pani nie ma pojęcia, o prawdzie.
- To mnie oświeć.
- Nawet ja nie wiem, jaka jest prawda, pani Natalio. Nie może pani
sobie rościć do niej prawa, skoro nawet ja nie znam całej.
- O czym więc wiesz? - redaktorka
przysunęła się bliżej. Jej dłoń, mimochodem chywiciła dłoń młodego Krala. Ten
ścisnął ją nadspodziewanie mocno. I po prostu puścił.
- Że nie jestem nim. Ja tylko
oddałem pani puderniczkę za kilkaset kun. Odpowiedziałem na pani pytania, ale
pani wciąż nie odpowiedziała na moje. Jakie są pani plany?
- O jakie plany panu chodzi? -
przysunęła się bliżej
- Na przykład, o dzisiejszy wieczór.
Mąż w domu, czy w delegacji? Nie chciałbym sprawiać kłopotu...
- Nigdzie. Wyjechał trzy lata temu
na kontrakt. Na Kubę. Pan jest zbyt młody, aby wiedzieć, jak kończą się wyjazdy
za Mur.
- Takimi wieczorami, jak dziś. -
uśmiechnął się Janko. - A pani, nie jest jeszcze za stara, żeby się o tym
przekonać. Ma pani tę prawdziwą szansę. Mogę pani opowiedzieć całą prawdę.
Opowiedzieć ją, po mojemu. Moją prawdę. Wydaje
mi się poza tym, że lubi pani muzykę.
- Ale nie mam fortepianu. Pija pan
kawę, czy herbatę?
- Ani jednego, ani drugiego, ale to
to czerwone wino, które pani zapewne w ukryciu popija, będzie całkiem niezłe.
Dwie skryte w mroku postaci,
powędrowały po schodach, na piętro. Drzwi zatrzaśnięto cichaczem, co by nie
wzbudzać podejrzeń u sąsiądów, którzy z napięciem śledzili całą scenę, klnąc na
gówniarzy od Vankoviców i wykręconą żarówkę. Janko Kral, musiał opowiedzieć redaktorce, wiele ciekawych
historii. Rozmowa przeciągnęła się do
godzin porannych, kiedy to mleczarz nieomal zderzył się z młodzieńcem w
ramonesce, pośpiesznie zbiegającym po schodach z pierwszego piętra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz